czwartek, 28 lutego 2013

Podsumowanie 2/2013

Podsumowanie: LUTY 2013

Współpraca recenzencka:
W tym miesiącu podjęłam stałą współpracę z Wydawnictwem Kotori oraz okazjonalną z Galerią Książki.
Z całego serca dziękuję za zaufanie i obiecuję, że dołożę wszelkich starań by byli Państwo ze mnie zadowoleni.

 
Przeczytane:
1. Głębia – RECENZJA
2. Szkarłatny Kwiat – RECENZJA
3. Neo Arcadia – RECENZJA
4. Pieśń dla Feniksa – RECENZJA
5. Tunele – RECENZJA
6. Spojrzenie Elfa – RECENZJA
6. Mroczna Toń – RECENZJA
7. Tak Blisko... – RECENZJA
8. Bogini Oceanu - RECENZJA
9. Słonecznikowa Zima - RECENZJA
10. Królewski Wygnaniec (w trakcie)
 
Plany: MARZEC 2013
1. Jutro - z biblioteki
2. Drużyna. Najeźdźcy - książka z konkursu

środa, 27 lutego 2013

Słonecznikowa Zima - Nora Schuurman

 



Tytuł: Słonecznikowa Zima
Autor: Nora Schuurman
Wydawca: EZOP
Ilość stron: 138
Ocena: -6/6





Rodzice Emmy i Sanni rozstali się przed laty, gdy dziewczynki były jeszcze małe. Od tego czasu siostry odwiedzają ojca wyłącznie w niektóre weekendy, zaś na co dzień mieszkają z mamą. Niestety, pewnego dnia dowiadują się, że ich życie zmieni się diametralnie. Matka ginie w wypadku, zaś one skazane są na stałe mieszkanie z zapracowanym, nieodpowiedzialnym ojcem. Poradzenie sobie z nową sytuacją nie jest proste, kiedy wszystko przypomina im zmarłą rodzicielkę, gdy powinno odsuwać od nich myśli o niej. Dziewczynki usiłują znaleźć uniwersalny lek na smutki, jednak dla każdej z nich jest on inny. Emma uczęszcza na naukę jazdy konnej, co pozwala jej oderwać się, chociaż na trochę od rzeczywistości, zaś Sanni bez reszty zatopiona w wirtualnym świecie nie chce dzielić się z nikim swoimi wewnętrznymi przeżyciami. Chociaż ich życie już i tak wystarczająco się skomplikowało, to los nie daje za wygraną i doświadcza nastolatki coraz bardziej. Jak wiele są w stanie znieść zanim rzeczywistość je przytłoczy? Co musi się zdarzyć by ich ojciec przejrzał na oczy?
Słonecznikowa Zima to naprawdę piękny dramat obyczajowy dla nastoletnich czytelników. Każda strona przepełniona jest idealnie wyważonym smutkiem i melancholią, walką, jaką Emma – główna bohaterka opiekująca się młodszą siostrą – toczy ze światem, który zmienia się niezależnie od jej woli. Chociaż autorka poruszyła bardzo wiele trudnych tematów to jednak książka nie przytłacza i chociaż smuci, to nie zapędza nas w kozi róg depresji. Napisana w formie krótkich urywków wspomnień, wydarzeń aktualnych oraz kartek z pamiętnika przedstawia obraz życia dotkniętej nieszczęściem rodziny, a przede wszystkim Emmy. Forma tej krótkiej powieści idealnie pasuje do tematyki biorąc pod uwagę przeżycia dziewczyny i depresyjne zamknięcie się w sobie, z jakim zdaje się mierzyć. Wszystko to sprawia, iż Słonecznikowa Zima tworzy idealną całość, od której nie sposób się oderwać.
Wypada wspomnieć, iż w swojej książce na przykładzie stosunkowo nielicznych postaci Nora Schuurman dotyka delikatnych zagadnień, które mogą dotyczyć każdego niezależnie od wieku, jak także podkreśla ulotność ludzkiego życia, nieprzewidywalność losu, nieuchronność śmierci i trud życia rodzinnego. Pokazuje jak niewiele trzeba by zranić dziecko i jak ciężko o rodzicielską odpowiedzialność u osoby, która nie została stworzona do opieki nad innymi. Niestety, los bywa przewrotny i niejednokrotnie zmusza do działania wymagającego sprzeciwienia się samemu sobie.
Śledząc losy postaci zagłębiamy się w świat boleśnie realny, bezlitosny, którym rządzi nieczuły los. Tu nie istnieją szczęśliwe zbiegi okoliczności, czy wszechobecny happy end. Słonecznikową Zimę bez wątpienia charakteryzuje słodko-gorzki smak, którego nie sposób zapomnieć. Jest to, bowiem opowieść o wewnętrznej sile, która pozwala żyć i podnosić się po każdorazowym upadku. To także książka ukazująca trud, jakiego wymaga rozpoczęcie życia na nowo, odważne stawianie kolejnych kroków na krętej ścieżce życia.
Co więcej, powieść ta ma ogromny wpływ na czytelnika, który podczas lektury złości się i odczuwa wszechobecną beznadzieję spowodowaną własną bezradnością. Bohaterowie żyją swoim życiem, a my nie mamy najmniejszego wpływu na wydarzenia rozgrywające się „po tamtej stronie”. Osobiście wiele razy miałam ochotę złapać ojca dziewczynek za ramiona i potrząsnąć nim mocno, by w końcu uświadomił sobie swoje błędy. Z chęcią przerzuciłabym przez kolano dzieci ze szkoły Sanni i siłą wbiłabym im do głowy trochę rozumu, współczucia dla innych. Niestety, interwencja czytelnika jest niemożliwa, toteż musi on zaakceptować to, co spotyka bohaterów powieści, jest zmuszony do bierności, podczas gdy całym sobą rwie się do działania.
Mając wszystko to na uwadze, uważam Słonecznikową Zimę za książkę nie tylko bardzo wzruszającą, ale również pouczającą, pozwalającą na wgląd w psychikę i serce dotkniętej nieszczęściem nastolatki, którą z powodzeniem możemy zrozumieć. Sądzę, że zarówno młodzi czytelnicy, jak i osoby starsze mogą naprawdę wiele wynieść z tych niespełna 138 stron, których lektura zajmuje niewiele czasu.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Tak blisko... - Tammara Webber

 



Tytuł: Tak blisko...
Tytuł oryginalny: Easy
Autor: Tammara Webber
Wydawca: Jaguar
Ilość stron: 336
Ocena: 6/6




„Tak blisko…” to dowód na to, że romans obyczajowy wcale nie musi być monotonny i pozbawiony polotu, zaś bohaterowie niekoniecznie należą do grona nudnych, zwyczajnych i bez charakteru. Tammara Webber z wielkim smakiem zdołała poruszyć niesłuchanie istotny temat gwałtu, radzenia sobie z problemami oraz poszukiwania swojego miejsca w nowej sytuacji. Stworzyła tym samym powieść, która naprawdę cieszy i którą łatwo pokochać, mimo poważnych kwestii, które porusza.
 
Przez trzy lata życie Jacqueline Wallace kręciło się wokół Kennedy’ego – chłopaka, w którym była szalenie zakochana i dla którego zrobiłaby wszystko. W końcu to dla niego zdecydowała się zrezygnować z marzeń i rozpocząć studia na wybranej przez niego uczelni. Niestety, nie przypuszczała, że ukochany chłopak okaże się skończonym kretynem i zakończy ich związek na rzecz zabaw z innymi dziewczynami, a jednak, ku przerażeniu Jacqueline, tak właśnie się stało. Teraz zraniona dziewczyna musi poradzić sobie z nową sytuacją i wszystkim, co ona ze sobą niesie. Aczkolwiek życie okazuje się bardziej okrutne, niż początkowo przypuszczała. Wychodząc wcześniej z halloweenowej zabawy, zorganizowanej przez bractwo studenckie przyjaciółki, zostaje zaatakowana przez dobrego znajomego swojego ex-chłopaka. Wyłącznie przypadek, pod postacią tajemniczego, przystojnego chłopaka, ratuje ją przed brutalnym gwałtem, którego miała paść ofiarą. Niedoszły gwałciciel zostaje znokautowany, zaś nieznajomy odwozi przerażoną dziewczynę do domu i nagle wszystko staje na głowie. Tajemniczy wybawca imieniem Lucas okazuje się wręcz wypełniać wolną przestrzeń wokół Jacqueline, która widuje go zdecydowanie częściej niżby sobie tego początkowo życzyła, a jednak w pewnym momencie jej serce zaczyna bić szybciej dla młodego mężczyzny o wyglądzie niegrzecznego chłopca, który uchronił ją przed najgorszym losem, jaki może spotkać kobietę. Czy jednak dziewczyna jest w stanie podnieść się po wszystkich bolesnych przeżyciach, jakich ostatnio doświadczyła? Czy Lucas na pewno jest odpowiednim kandydatem na „lek” mający ukoić złamane serce? A przede wszystkim, kim tak naprawdę jest ten wyjątkowo elektryzujący chłopak?
 
„Tak blisko…” już od pierwszych stron wciąga czytelnika w niesamowity, chociaż całkowicie realny świat znany nam z życia codziennego. Mimo mocnego początku, z łatwością dostrzegamy prawdziwą magię tej powieści, która sprawia, że nie sposób machnąć ręką i przejść obojętnie koło tej książki. Tammara Webber nie tylko pokazuje swoim czytelnikom realia życia studenckiego w Stanach Zjednoczonych, ale również prezentuje wspaniałych bohaterów, którzy w rzeczywistości są przeciętnymi uczniami Uniwersytetu Stanowego, żyją zwyczajnym życiem i nie różnią się specjalnie od wielu innych młodych ludzi w ich wieku, a także wplata w swoją powieść dramat, który może dosięgnąć każdego niezależnie od miejsca, w którym mieszka i środowiska, w którym się obraca. Wszystko to sprawia, że podczas czytania powieści nie opuszcza nas uczucie ekscytacji i podniecenie, jakie wywołują starannie opisane wydarzenia.
 
Książka łączy w sobie bowiem dramat jednostki, który odbija się nie tylko na niej, ale też na otaczających ją bliskich osobach, fascynację płcią przeciwną, słodycz gorącego uczucia i wielkiej namiętności, bolesną tajemnicę oraz jej konsekwencje. Wszystko to zostało podane czytelnikom w sposób naprawdę interesujący i hipnotyzujący. Powieść sprawia, że ciśnienie podnosi się nagle, serce bije szybciej, a oczy otwierają się szeroko w niemym pytaniu: „I co dalej?!”
 
Niemniej jednak, „Tak blisko…” to nie tylko wspaniała rozrywka, ale również spora dawka inteligentnych rad, przestróg i pouczeń. Autorka pomaga znaleźć sposób na poradzenie sobie z miłosnym zawodem, co dla wielu młodych kobiet może być naprawdę trudnym i przerażającym wyzwaniem. Co więcej, za sprawą Jacqueline mamy wgląd w psychikę skrzywdzonej dziewczyny, która chociaż nie ucierpiała fizycznie to rozbiła się psychicznie, mimo wewnętrznej siły, jaką dysponuje. Wraz z główną bohaterką uczymy się, jak unikać sytuacji niebezpiecznych, jak radzić sobie z zagrożeniem gwałtem, pokonać strach przed tego rodzaju sytuacjami i skojarzeniami z nimi. Najważniejszy wydaje się jednak fakt, że Tammara Webber ukazała również obraz mężczyzn i dzieci dotkniętych przez dokonany na kobiecie gwałt. Rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że krzywda jednej osoby pociąga za sobą całą lawinę innych smutków i dotyczy o wiele szerszego kręgu osób, niż sama pokrzywdzona jednostka. Autorka porusza jednak jeszcze jeden niebywale istotny temat, którym jest cena, jaką przychodzi człowiekowi zapłacić za prawdę. Nie zawsze bowiem zdajemy sobie sprawę z tego, jak wielką krzywdę może wyrządzić zwyczajna ludzka ciekawość.
 
Mimo wszystko, tytuł ten nie jest pozbawiony humoru i romantycznej treści. Niejednokrotnie na ustach czytelnika może pojawić się uśmiech wywołany zabawnym komentarzem, sceną doprowadzającą do wybuchu śmiechu czy pełnymi rozkosznych dreszczy scenami bliskości fizycznej. Pod tym względem powieść należy do naprawdę cudownych i słodkich, choć idealnie wyważonych.
 
Także postaci zasługują na kilka słów pochwały, jako że autorka zdołała nadać im wielu niesamowitych cech i prawdziwej magii. Im bliżej poznajemy bohaterów, tym więcej chcemy o nich wiedzieć, tym bardziej nas fascynują i wciągają w świat swojej przeszłości oraz przyszłości pełnej niewiadomych. Bez względu na to, ile byśmy o nich nie czytali, nigdy nas nie znudzą, a jedynie z coraz większą mocą rozbudzają zainteresowanie sobą i przywiązują nas do siebie, nie pozwalając na zapomnienie.
 
Podsumowując, „Tak blisko…” to lektura naprawdę wspaniała i fascynująca, która wciąga, zniewala i podnieca, niczym Lucas, który stanowi nie lada gratkę i obiekt westchnień. Jest także wystarczająco poważna, by można było wyciągnąć z niej pewien morał, odnaleźć drogę, jaką powinno się podążać. Naprawdę nie sposób wymienić wszystkich zalet tej pozycji, ale z pewnością polecam ją każdemu bez względu na płeć i zamiłowania.
 
 
Recenzja napisana na potrzeby portalu Upadli.pl

sobota, 23 lutego 2013

Bogini Oceanu - P.C. Cast






Tytuł: Bogini Oceanu
Autor: P.C. Cast
Wydawca: Książnica
Ilość stron: 408
Ocena: 4/6




Christine Canady, bądź krócej CC, jest młodą, gdyż zaledwie dwudziestopięcioletnią, panią sierżant Amerykańskich Sił Powietrznych. W dniu swoich „ćwierćwiecznych” urodzin podejmuje niezwykle istotną decyzję dotyczącą swojej przyszłości. Postanawia wyrwać się z codziennej rutyny, zapomnieć o nudzie i odkryć w życiu magię, która, jak sądzi, płynie w każdej kobiecie. Trochę podpita młoda kobieta nie czeka, ale rozpoczyna nowy etap swojej egzystencji od pogańskiego obrządku ku czci bogini Gai, który okazuje się działać lepiej niżby się spodziewała. Nie mniej jednak, mimo pierwszych przejawów magii, związane z pracą plany CC nie ulegają zmianie i wraz z grupą pilotów dziewczyna wylatuje do Arabii Saudyjskiej. Niestety, los jest przewrotny i kobieta nie ma szczęścia. Wojskowy samolot, którym leci, rozbija się na oceanie, zaś ją od śmierci dzielą zaledwie chwile. Właśnie wtedy zostaje ocalona przez niebywale piękną syrenę Undine. Mityczna istota chętnie zamienia się ciałami z młodą panią sierżant, a wtedy CC zaczyna życie na nowo jako atrakcyjna syrena z wielkimi problemami. To właśnie one popychają Gaję do kolejnych małych cudów, kiedy to „podarowuje” dziewczynie nogi, chociaż by wyrwać się z matni CC musi spełnić jeden mały warunek – znaleźć miłość, która zaakceptuje jej syrenią naturę. Podczas magicznie wywołanej burzy Christine zostaje „podwójnie” uratowana – przez szalenie atrakcyjnego trytona oraz przystojnego, szarmanckiego rycerza. Czy jednak zwyczajny człowiek zdoła obudzić w dziewczynie gorące uczucie i pokonać ciepłe myśli o trytonie? I czy grożące CC niebezpieczeństwo naprawdę zostało zażegnane? A może bezpieczna przystań w ogóle nie istnieje? CC sama musi poznać odpowiedzi na te, jak i inne pytania.

Bogini Oceanu to lektura nie tylko bardzo interesująca, ale również nieprzewidywalna i zaskakująca. Choć od samego początku wiemy, jak wiele magii może kryć się w świecie, to jednak na każdym kroku czeka na nas coś nowego i niebanalnego. Albowiem powieść przypominając znaną każdemu Małą Syrenkę odbiega od utartego schematu oferując nam historię przeznaczoną dla czytelnika starszego. Świat przedstawiony, jaki zaprezentowała swoim odbiorcom P.C. Cast jest, bowiem przesiąknięty brudami średniowiecznej realności. Magiczne istoty mają swoje potrzeby, jakże podobne do „nieczystych” potrzeb ludzkich, idealny książę z bajki ma swoje własne powody by rozkochać w sobie księżniczkę, kler stara się za wszelką cenę zapanować nad ludźmi, narzucić im swoją wolę, wzbogacić się w sposób możliwie najmniej podejrzany. To, co w jakiś sposób upodabnia opisaną przez Cast historię do baśni ukazane zostało w krzywym zwierciadle, dzięki czemu powieść nabiera autentyczności.

 Jednocześnie, autorka porusza wiele istotnych tematów, które w mniejszym, bądź większym stopniu wpływają na fabułę. Zaczynając od skomplikowanych relacji rodzinnych, które z powodzeniem mogłyby dotyczyć każdej młodej kobiety, P.C. Cast powoli kształtuje swoją główną bohaterkę. Dzięki monologom prowadzonym przez CC możemy z powodzeniem dostrzec istotne cechy jej charakteru, widzimy ją jako samotną kobietę marzącą o miłości, o zmianach. Co więcej, autorka porusza bardzo rozległy i delikatny temat relacji damsko męskich, zahacza o molestowanie, erotyzm, jak również popularne w średniowieczu, małżeństwa z rozsądku. Ponadto autorka bardzo elastycznie podchodzi do tematu wiary, jaki został w powieści przedstawiony. Nie boi się spojrzeć w twarz chrześcijaństwu zarzucając mu związek z pogańskimi wierzeniami, które ten potępia.

A jednak, Bogini Oceanu pozostaje powieścią odrobinę naiwną. Dwudziestopięcioletnia Christine to osoba o charakterze nastolatki, która mówi do siebie, wierzy w niemożliwe, z otwartym umysłem przyjmuje magię, która ją otacza. Chociaż dziewczyna nie wierzy w swoją atrakcyjność to jednak po odprawionym rytuale mężczyźni zdecydowanie się nią interesują, co pani sierżant przyjmuje ze skromnością i zawstydzeniem. Czytelnik nie może być jednak pewien, czy jest to wynikiem magii Gai, czy może uśmiechu, który pojawia się na ustach młodej kobiety bardzo często. Z początku wyraźny kontrast pomiędzy pięknem zewnętrznym, a wewnętrznym zaczyna się zacierać im głębiej wnikamy w opowiedzianą nam historię. Jesteśmy świadkami rodzącej się miłości, która opiera się na wzajemnej fascynacji i akceptacji. Dwie idealnie dobrane połówki jabłka walczą z przeciwnościami, rozsądkiem i strachem by ostatecznie odważyć się na wierność sercu.

Podsumowując, Bogini Oceanu zapewnia nie lada rozrywkę, pozwala zapomnieć o otaczającym nas świecie i skłania do wiary w magię. Co więcej, zachęca do myśli o zmianie własnego życia, otworzenia się na to, co niesamowite i niemożliwe. Która kobieta nie marzy o tym, by spotkać miłość swojego życia w najmniej spodziewanym momencie? Która nie chciałaby być piękną i atrakcyjną, a jednocześnie nadal pozostać sobą? Lektura oferowana nam przez P.C. Cast pozwala nam wierzyć, że kiedyś naprawdę może się to zdarzyć, a nudne życie zmieni się nie do poznania.

środa, 20 lutego 2013

Mroczna Toń - Tricia Rayburn




Tytuł: Mroczna Toń
Autor: Tricia Rayburn
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 392
Ocena: 6/6




Rok po śmierci Justine lato nadchodzi jak gdyby nigdy nic, zaś fale oceanu rozbijają się leniwie o brzegi Winter Harbor. Vanessa dobrze pamięta czasy, gdy wraz z siostrą i rodzicami spędzała całe wakacje w tym niewielkim miasteczku. Niestety, także i złe wspomnienia wiążące się z tym miejscem nie pozwalają o sobie zapomnieć. Zaledwie rok wcześniej dziewczyna dowiedziała się prawdy o sobie, stoczyła pierwszą walkę z niebezpiecznymi syrenami, a przed kilkoma miesiącami rozstała się ze swoim mieszkającym w Winter Harbor chłopakiem. Vanessa oddałaby wiele by dowiedzieć się, co Simon do niej czuje, czy istnieje jakakolwiek szansa na odnowienie ich relacji, jak także chciałaby mieć niezachwianą pewność, że wydarzenia poprzedniego roku nie powtórzą się więcej. Zbyt wiele osób zginęło, zbyt wiele bólu zadano, a to ostatecznie odbiło się na tegorocznej frekwencji wśród wczasowiczów. Właśnie z tego powodu, jej przyjaciółka, Paige, boryka się z nie lada problemem chcąc zwabić klientów do restauracji rybnej swojej babci. Nastolatka dobrze wie, że brak uczciwego zarobku wiązać się będzie z ogromnymi stratami finansowymi. To jednak nie koniec zmartwień dwóch młodych syren. W przypadku Vanessy do problemów uczuciowych dochodzą także te wiążące się z jej naturą i potrzebami ciała. O ile do niedawna jakoś sobie radziła, o tyle teraz znowu znajduje się w nie najlepszym stanie, gdyż jej ciało buntuje się, a dotychczasowe metody zapanowania nad syrenią naturą zawodzą. Jakby tego było mało, Vanessa jest śledzona, a w mieście zaczynają ginąć młode kobiety. Kolejny raz znani nam dobrze bohaterowie mają do czynienia z powtarzającymi się mordami, które w mniejszym, bądź większym stopniu zdają się wiązać z Vanessą, choć tym razem zasadniczą różnicą jest płeć ofiar. Czy za wszystkimi tymi atakami stoją syreny? A jeśli nie, to kto? I jaki cel przyświeca mordercy? Bohaterowie łączą siły chcąc dotrzeć do sedna sprawy, złapać przestępcę i żyć swoim zwyczajnym życiem, jakby nic niezwykłego nie mogło mieć więcej miejsca.

Po bardzo uczuciowej Głębi, będącej drugą częścią serii, Tricia Rayburn zdaje się w pewnym stopniu powracać do formy znanej nam z pełnej zagadek Syreny, oferując swoim czytelnikom zrównoważony thriller łączący w sobie tajemnicę kryminalną oraz wewnętrzne rozterki Vanessy. Tym samym, trzeci tom powieści tworzy wspaniałą, harmonijną całość, która idealnie splata ze sobą znane nam już elementy: przygodę i melancholijny nastrój. Każdy z tych elementów jest niesamowicie istotny i wpływa na obraz całości, która trzyma w napięciu, wywołuje emocje i rozkochuje czytelnika jeszcze bardziej w tej pięknej powieści.

Trzeba przyznać, iż autorka w naprawdę dobrym stylu rozbudowuje wątek mordów łącząc go z napastowaniem i prześladowaniem Vanessy, jak również wodzi za nos młodych „detektywów”, nie pozwala im zbyt łatwo połączyć ze sobą wszystkich elementów układanki. Tym samym, nadaje fabule mrocznego, niebezpiecznego wyrazu, który wbija czytelnika w fotel i nie pozwala oderwać się od lektury, skłania do samodzielnego snucia domysłów, szukania odpowiedzi na pytania zadawane przez bohaterów. Bardzo istotny jest w tym wypadku fakt pierwszoosobowej narracji, która nie pozwala na wgląd w wydarzenia znajdujące się poza zasięgiem Vanessy. Wiemy tyle samo, co nasza bohaterka i błądzimy wraz z nią.

Także uczucia, które targają dziewczyną są bardzo realne i nadają całości pikanterii. Rozbita między miłością, a przetrwaniem nastolatka coraz bardziej uzależnia się od flirtu, który pomaga jej żyć. Jednocześnie, nie może poradzić sobie z samą sobą, miota się nie mogąc dojść do ładu z tym, co wyczynia jej ciało. Równie mocno pragnie być z Simonem i nie może znieść myśli o tym, że może go zranić swoim zachowaniem. Nie jest pewna, jak wiele powinien wiedzieć jej ukochany, gdzie znajduje się granica między zwyczajną troską, a poważnym niepokojem. Co więcej, chęć zaimponowania chłopakowi czyni Vanessę tym bardziej realną i żywą. Nie ma w niej nic sztucznego, ale zachowuje się tak, jak każda nastolatka, która znalazłaby się na jej miejscu.

Wypada także dodać, iż wątek miłosny, który przeplata się już od pierwszego tomu w końcu osiąga swój punkt kulminacyjny. Z całą powagą muszę przyznać, że Tricia Rayburn stworzyła powieść, która nie bazuje na utartych schematach, ale sięga o wiele głębiej w ludzką psychikę i zestawia ją z umiejętnościami syreny, jakimi dysponuje główna bohaterka. Właśnie to sprawia, że opisane przez autorkę miłosne perypetie nie są płytką historią o wielkim zauroczeniu, które z miłością nie ma nic wspólnego. To bardzo realistyczny opis uczucia, które jak najbardziej mogłoby być prawdziwe, i które naprawdę przypomina to odczuwane przez młode dziewczyny, chociaż w przypadku powieści sprawę komplikuje dodatkowo przewrotna natura.

Wszystko to czyni Mroczną Toń książką nie tylko interesującą, trzymającą w napięciu, ale także niebywale piękną i fascynującą. Będę szczera, oszalałam na punkcie świata stworzonego przez autorkę, pokochałam jej barwne postaci, miasto, w którym rozgrywa się akcja. Jestem pewna, że nie raz powrócę jeszcze do tych książek, które zawładnęły moim sercem, oczarowały mnie i nigdy nie pozwolą o sobie zapomnieć. To bez wątpienia najlepsza seria, jaką miałam okazję czytać!


poniedziałek, 18 lutego 2013

Pandora Hearts vol. 1 - Jun Mochizuki




Tytuł: Pandora Hearts vol. 1
Autor: Jun Mochizuki
Wydawca: Waneko
Ilość stron: 182
Ocena: 6/6




W wieku piętnastu lat Oz Vessalius miał wejść w dorosłe życie podczas oficjalnej ceremonii będącej w jego rodzinie tradycją. Mimo licznych psot panicza, wszystko było gotowe, dopięte na ostatni guzik i po prostu musiało się udać. Chłopak znalazł nawet honorowe miejsce dla swojego młodego, strachliwego służącego, który miał stać u jego boku jako oddany przyjaciel. Niestety, tego dnia wydarzyło się stanowczo zbyt wiele, a każde nowe zdarzenie było dziwniejsze od poprzedniego. Zaczęło się niewinnie – od ucieczki mającej na celu przedłużenie czasu zabawy przed wielką uroczystością, na którą wszyscy czekali. Podczas małego wypadku w ogrodzie, Oz oraz jego służący, Gilbert, trafiają na stary grób, z którego nie sposób odczytać imienia zmarłego. Na jednym z ramion nagrobnego krzyża chłopcy zauważają wiszący zegarek z pozytywką. Jeden dotyk sprowadza na młodego panicza nieprzyjemne wizje, w których pojawia się tajemnicza dziewczyna usiłująca go zabić. Intrygujący sen, jak nazwał to doznanie Oz, nie zniechęca jednak chłopca do zatrzymania starego zegarka, o który postanawia przy najbliższej okazji zapytać wuja. Jest to dopiero początek niesamowitych zdarzeń, których panicz ma stać się częścią. Już podczas ceremonii wszystko zaczyna się sypać – uśpiony zegar nagle rusza, bajki, którymi dorośli straszą dzieci okazują się prawdą, zaś tajemniczy, zamaskowani ludzie przerywają ceremonię wkroczenia w pełnoletność planując pozbyć się Oza, oskarżając go o grzech narodzin. Za ich sprawą w dramatycznych okolicznościach chłopiec ląduje w Otchłani, gdzie ponownie spotyka Alice – dziewczynę ze swojej niedawnej wizji.

O fabule Pandora Hearts powiedzieć można na pewno wiele i rozpatrywać ją na kilkanaście różnych sposobów, jednakże określeniem, które jako pierwsze przychodzi na myśl jest niewątpliwie: „szalona”. I nic dziwnego, gdyż Jun Mochizuki posłużyła się wątkami znanymi wielu czytelnikom z powieści Lewisa Carolla Alicja w Krainie Czarów oraz Po Drugiej Stronie Lustra, a to dopiero wierzchołek góry lodowej. Akcja nabiera tempa już na samym początku tomu, napięcie wzrasta z każdą stroną, a zawiłość goni zawiłość sprawiając, że nie sposób odłożyć mangi na bok. Niewątpliwie czyni to Pandora Hearts tytułem niezwykle interesującym, który wciąga, rozwija wyobraźnię i jest całkowicie nieprzewidywalny. Oczywiście, mając do czynienia z pierwszy tomem nie możemy oczekiwać, że już teraz historia osiągnie swój klimaks, za to możemy być pewni, że nie tylko nie nastąpi to szybko, ale także z każdym kolejnym tomem wszystko będzie się bardziej komplikować, a tym samym fabuła coraz silniej zaintryguje każdego czytelnika.

Osadzając swoją mangę w świecie przypominającym Europę XIX wieku autorka nadała historii nie tylko klasycznego smaku, ale także mroku i piękna tamtych czasów. Jednocześnie pozwoliła sobie na pewnego rodzaju dowolność w kwestii strojów, które niezmiennie pozostają jednak piękne. To samo można powiedzieć o kresce całości, którą podziwiamy począwszy od obwoluty, poprzez każdy pojedynczy kadr mangi, aż do samego końca i okładki, na którą składają się zabawne scenki wpasowujące się w tomik. Co więcej, nie sposób nie docenić kunsztu mangaki, która z taką naturalnością nadaje swoim postaciom uroku i piękna, podczas gdy jej „potwory”, utrzymane w konwencji Alicji, potrafią wywołać dreszcze, a jednocześnie mogą się podobać.

Sami bohaterowie należą do grona osób, które łatwo pokochać, i które niewątpliwie zajmują szczególne miejsce w sercu czytelnika, wzbudzają niegasnącą fascynację. W żadnym razie nie są tworzeni na tej samej zasadzie, ale różnią się do siebie zarówno wyglądem, jak i charakterem, czy poczuciem humoru. Z każdym z nich zdaje się wiązać pewna tajemnica, którą czytelnik nieprędko odkryje, a która na pewno zaważy na losie wybranego bohatera. I tak oto, Jun Mochizuki prezentuje nam wiecznie roześmianego Oza, który pod radosnym uśmiechem skrywa ból, strachliwego, poważnego, ale niebywale słodkiego Gilberta, dystyngowaną i przebiegłą Sharon, czy ekscentrycznego Breaka. I pomyśleć, że to dopiero początek przygody o wdzięcznej nazwie Pandora Hearts.

Tytuł ten to tajemnica, akcja i niebezpieczeństwo, rodząca się przyjaźń oraz dziwna koalicja. To nagromadzenie tego, co nieodparcie fascynuje, przyciąga i nie pozwala oderwać się od lektury. Zawiła, oryginalna historia pozwala wierzyć, że Pandora Hearts nie raz nas zaskoczy, a przede wszystkim nigdy nie znudzi. Wszystko to zostało nam podane w formie naprawdę znakomitej mangi.

Mając na uwadze powyższe, oceniam tę mangę bardzo wysoko i nie dziwi mnie jej ogromna popularność. Sama zakochałam się w niej niemalże od razu i za punkt honoru stawiam sobie zdobycie wszystkich tomów. Co więcej, Pandora Hearts to nie lada wyzwanie intelektualne dla każdego, kto sądzi, że zdoła przewidzieć dalszy rozwój wypadków, jak i samo zakończenie. Może komuś się poszczęści? Jedno jest jednak pewne – tutaj zdarzyć może się wszystko.

sobota, 16 lutego 2013

Spojrzenie Elfa - Katrin Lankers




Tytuł: Spojrzenie Elfa
Autor: Katrin Lankers
Wydawca: Dreams
Ilość stron: 352
Ocena: -5/6




Szesnastoletnia Margareth-Elisabeth, bądź krócej – Mageli, to niezwykle urodziwa dziewczyna mieszkająca z trójką młodszych braci, kochającym ojcem i wymagającą matką. Chodzi do normalnej szkoły, stanowi nieosiągalny obiekt westchnień wielu chłopców, a co więcej, ma szczęście przyjaźnić się z naprawdę fantastyczną dziewczyną, Rosanną, więc dla każdej przeciętnej nastolatki jej życie mogłoby uchodzić za męczące, ale znośne, bądź nawet pożądane. Niestety, zdaniem Mageli, nie pasuje ona do tego obrazka sielankowej rodziny. Jej aparycja pozwala sądzić, że dziewczyna nie jest prawdziwym dzieckiem swoich rodziców i trzymając się tej myśli rozpoczyna swoje małe śledztwo w tej sprawie. W międzyczasie, na leśnej polanie, w środku nocy, w mało przyjemnych okolicznościach dochodzi do spotkania Mageli z Erinem, tajemniczym chłopcem z heterochromią. Jak się jednak okazuje, ciężko odróżnić jawę od snu, kiedy serce zaczyna bić szybciej na każdą myśl o chłopaku, który w równie tajemniczy sposób pojawia się, co znika. Rozbita między pragnieniami, a zdrowym rozsądkiem dziewczyna nie wie w co ma wierzyć, jaką drogą podążać. Świat wokół niej wariuje, zaś wyśniony książkę z bajki wpada w nie lada tarapaty. Mageli nie zastanawia się dwa razy. Wyrusza w drogę by pomóc Erinowi.

Chyba nikt nie zaprzeczy, że już samo spojrzenie na cudowną, magnetyzującą okładkę Spojrzenia Elfa przywodzi na myśl baśń pełną magii i pięknych, leśnych istot. I rzeczywiście, właśnie to kryją w sobie karty powieści Katrin Lankers. Autorka wybrała niełatwy do podania temat, jako że połączenie naszej rzeczywistości ze stworzeniami żyjącymi w zgodzie z naturą to poważne wyzwanie dla każdego pisarza. Światy ludzi i elfów są, bowiem tak różne jak ogień i woda, a rządzące nimi zasady są niemal sprzeczne. Na uwagę zasługuje fakt, iż autorka kreuje swój świat sama, nie odnosząc się bezpośrednio do żadnego wcześniej stworzonego, mimo drobnych wzmianek dotyczących dzieł Szekspira. Nie da się ukryć, że powieść wypełnia skomplikowana, wielowarstwowa rzeczywistość nieograniczonych możliwości, potężnej magii, indywidualnych zdolności i tajemnic czekających na odkrycie, nawet po zakończeniu lektury. Pozwala to żywić nadzieję, że czytelnik doczeka się kiedyś kontynuacji książki, jako że stworzony przez Lankers świat z pewnością może dostarczyć sporej liczby materiałów do kolejnego tomu. Czy jednak do tego dojdzie? Nie mam pojęcia.

Powracając do tematu, w Spojrzeniu Elfa możemy znaleźć również motyw mitologiczny, który przywodzi na myśl wyprowadzanie Tezeusza z labiryntu dzięki nici Ariadny, czy też nieudaną próbę wyprowadzenia Eurydyki z Tartaru podjętą przez Orfeusza. Nie mniej jednak, autorka pozostaje oryginalna i poza samym szkieletem tegoż motywu nie znajdziemy w książce wielu upodobnień do mitologicznych historii. Uznałam, że jest to ciekawostka, która zasługuje na wyróżnienie.

Ponadto autorka nie porusza wyłącznie tematu elfów znanych nam z baśni i folkloru, ale sięga po motyw mniej znany, a mianowicie podmieńców, podrzutków. W ten sposób porusza ona temat niesłychanie istotny i poważny, o którym współcześnie wiele się mówi, a który idealnie komponuje się z cichymi fantazjami zbuntowanej młodzieży. W końcu wściekły młody człowiek na pewno czasami myśli o możliwości innego życia w innym domu. Na swój sposób wiąże się to również z tematem adopcji, który przychodzi głównej bohaterce do głowy.

Co się zaś tyczy postaci, Katrin Lankers z pewnością posiada talent do ich tworzenia. Zarówno bohaterowie pozytywni, jak i negatywni zasługują na naszą sympatię. Są, bowiem naprawdę intrygujący i różnorodni. Powiem szczerze, iż z największą rozkoszą poznałabym szczegóły dotyczące modus operandi Ferociusa, odkryłabym tajemnicę, która może kryć się za heterochromią Erina i ucieczką Silasa do krainy ludzi. Naprawdę nietrudno pokochać pięknych bohaterów, w których pani Lankers tchnęła życie.

A jednak, Spojrzenie Elfa wydaje mi się lekturą trochę naiwną i bardzo niewinną, jak baśń, do której można tę książkę porównać. Czy jest to wadą tej pozycji? Ciężko stwierdzić, gdyż prawdę powiedziawszy, jest ona obrazem moich marzeń z czasów, gdy to ja miałam te szesnaście lat. Dobrze pamiętam liczne nocne fantazje pomagające mi zasnąć, w których przenosiłam się do innego świata, trafiałam na portal, czy też okazywałam się kimś naprawdę niesamowitym. Nieodłącznym elementem takich marzeń była idealna, wielka miłość, która zaczyna się od pierwszego wejrzenia, niesamowita przygoda i liczni przyjaciele. Tak więc, Katrin Lankers ubrała w słowa to, co jeszcze kilka lat temu stanowiło esencję mojego życia.

Podsumowując, Spojrzenie Elfa to powieść może nie całkiem idealna, ale piękna, delikatna, posiadająca potencjał i pomagająca oderwać się od rzeczywistości, odpocząć. To baśń łącząca naszą teraźniejszość z fantastycznym światem folkloru wypieranym przez technologię, urbanizację i pośpiech życia. Pozwala powrócić myślami do czasów, kiedy marzenia pełne były romantycznej słodyczy, a zło zawsze dało się pokonać siłą uczuć i wiary w siebie. Naprawdę warto zatrzymać się na chwilę i wyruszyć w tę barwną podróż.

czwartek, 14 lutego 2013

Tunele - Roderick Gordon, Brian Williams




Tytuł: Tunele
Autor: Roderick Gordon, Brian Williams
Wydawca: Wilga
Ilość stron: 496
Ocena: 6/6




Tunele to pierwszy tom serii o tym samym tytule stworzonej przez Rodericka Gordona i Briana Williamsa. Całość liczy sześć części, z czego ostatnia – Terminal – ma pojawić się w brytyjskich księgarniach w maju tego roku. Niezaprzeczalnie powieść tę można uznać za innowacyjną i z tego powodu nie może dziwić fakt, iż wzbudziły zainteresowanie Barry'ego Cunninghama – człowieka, który odkrył potencjał pani Rowling. Co takiego mają w sobie Tunele? Przekonajmy się.

Życie rodzinne czternastoletniego Willa Burrowsa nie należy do idealnych, jednakże jest w pełni satysfakcjonujące i chłopak nie marzy o innym – matka całe dnie spędza przed telewizorem nie ruszając się z salonu na krok, młodsza siostra zajmuje się wszystkim tym, czym w normalnym domu zajmować powinni się rodzice, zaś ojciec usiłuje spełniać się jako archeolog, a jednocześnie pracuje jako kustosz w mało atrakcyjnym muzeum staroci. Wbrew pozorom, czternastolatek ma wiele wspólnego z doktorem Burrowsem, który chętnie zabiera syna na miejsce swoich owianych tajemnicą wykopalisk. Will kocha, bowiem kopać dla samego kopania i z najprawdziwszą pasją tworzy własne tunele. Co więcej, swoimi zainteresowaniami dzieli się z przyjacielem, Chesterem, który pomaga mu w kopaniu i wspiera na każdym kroku. Niestety, pewnego dnia uwielbiany przez chłopca ojciec znika po okropnej kłótni z matką. Jak się okazuje mężczyzna miał pewne tajemnice, których nie zdradził nawet swojemu rozmiłowanemu w kopaniu dziecku. Załamany, ale jednocześnie zmotywowany do działania Will nie siedzi bezczynnie postanawiając na własną rękę rozpocząć poszukiwania doktora Burrowsa. W biurze ojca odnajduje dziennik, który rzuca pewne światło na całą tę sprawę, ale jednocześnie wiele komplikuje. Will i Chester schodzą pod ziemię by tam rozpocząć poszukiwania i zahaczyć o kilka przygód, o których młody Burrows zawsze marzył. Odkrycia dokonane pod ziemią to jednak zaledwie wierzchołek góry lodowej, której szczyt może kosztować młodych podróżników życie.

Panowie Gordon i Williams sięgnęli głęboko do wnętrza ziemi by tam ostatecznie usytuować swoją powieść. Świat, który stworzyli jest nie tylko niebywale rozległy, ale i niejako prawdopodobny, gdyż nie sposób stwierdzić ze stuprocentową pewnością, czy pod nami nie istnieje zupełnie nowy, nieodkryty dotąd świat, którego większość ludzi doszukuje się zazwyczaj w kosmosie. Przedstawiona przez nich historia naprawdę trzyma w napięciu i wywołuje ciarki na całym ciele, jako że nie sposób przewidzieć, co takiego szykują dla nas autorzy. Prawdę powiedziawszy, tutaj wszystkie chwyty są dozwolone, tak więc, przyszłość, jaka stoi otworem przed bohaterami jest jedną, wielką niewiadomą, dzięki czemu powieść ta jest nie tylko bardzo intrygująca, ale także wciągająca.

Postaci, jakie pojawiają się w książce są niewątpliwie ciekawe i nie łatwo przewidzieć ich posunięć, jednakże można podzielić je na dwie grupy – te, które da się lubić i te, których polubienie wydaje się niemożliwe. Wątpię by możliwe było znalezienie złotego środka w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z wyjątkowo wrednymi bohaterami, którzy wręcz odpychają. O ile wiele epickości dostrzegam w Tamie i jego przyjaciołach, o tyle zupełnie nie mogę odnaleźć jej w Styksach, którzy są dla mnie esencją fanatyzmu i przewrotności. Są oni w stanie podporządkować sobie ludzi i wodzić ich za nos, czego tamci zupełnie nie dostrzegają. To nie lada wyczyn, jednakże zupełnie nie skłania mnie to obdarzenia tych postaci jakimkolwiek sentymentem. Są jednak niezbędni w Tunelach i tego im odmówić nie sposób, jak również stanowią całkiem fascynujący element powieści.

Powiem szczerze, że nie potrafię dokładnie określić grupy wiekowej, dla której książka ta jest przeznaczona. Chociaż sama historia z całą pewnością może być niezwykle interesująca zarówno dla młodego czytelnika, jak i dla starszego konesera, to jednak elementy wulgarne, czy brutalne mogą wydawać się nieodpowiednie dla najmłodszych. Mamy tu, bowiem do czynienia ze swego rodzaju torturami wycieńczającymi fizycznie i psychicznie, ze śmiercią, porwaniami, czy niewolą. Wszystko to sprawia, że Tunele charakteryzują się mrocznym klimatem i pełnym niebezpieczeństw światem przedstawionym, które przywodzą na myśl dreszczowiec.

Podsumowując, Tunele mogą podobać się każdemu bez względu na wiek. Napisane płynnie, prostym, zrozumiałym językiem nie stanowią bariery nie do przejścia dla nikogo, kto na tę książkę się zdecyduje, jednakże nie można traktować ich jako lekkiej opowiastki dla dzieci. Co więcej, mogą sprawić, że każdy czytelnik będzie wolał raz, czy dwa razy odwrócić się dla pewności za siebie i upewnić, że w ciemności nie czai się niebezpieczeństwo. Powieść wydaje się także przestrzegać przed zbytnią ciekawością, która chociaż może wprowadzić nas na drogę przygody, to równie dobrze może być gwoździem do naszej trumny. Uważajmy więc w czyje sprawy wkładamy nos i gdzie kopiemy.

wtorek, 12 lutego 2013

Harry Potter i Więzień Azkabanu - J.K. Rowling




Tytuł: Harry Potter i Więzień Azkabanu
Autor: Joanne Kathleen Rowling
Wydawca: Media Rodzina
Ilość stron: 460
Ocena: 6/6




Harry nie należał do chłopców, których życie rozpieszcza każdego dnia, a wszystko udaje im się z zaskakującą łatwością. Nic więc dziwnego, że i tym razem poskąpiono mu upragnionego szczęścia – wizyty ciotki Marge po prostu nie dało się uniknąć. Na domiar złego, ta niemożliwie „taktowna” kobieta zdołała rozwścieczyć młodego czarodzieja nie na żarty. To był nieszczęśliwy wypadek, a jednak wychodząc z założenia, że nie ma dla niego ratunku i nie warto czekać na oficjalny list zakazujący mu dalszej nauki w Hogwarcie, Harry ucieka z domu zabierając ze sobą wszystko to, co jego zdaniem może przydać się zbiegłemu, nieletniemu czarodziejowi. Jak się jednak okazuje, młody Potter wychodzi z tego nie tylko bez szwanku, ale również poznaje samego Ministra Magii, który bagatelizuje magiczne nadmuchanie ciotki Marge, jak gdyby nigdy nic. Niestety, sprawy komplikują się, gdy na jaw wychodzi ucieczka Syriusza Blacka, – przetrzymywanego dotąd w Azkabanie, bardzo niebezpiecznego czarodzieja, którego coś wydaje się łączyć z Harrym – zaś sam chłopak traci przytomność podczas pierwszego spotkania z dementorem, stając się tym samym pośmiewiskiem Slytherinu. Czy jednak naprawdę nie ma szans na to by nowy rok szkolny przyniósł jakieś pozytywne wspomnienia? Może jeszcze nie wszystko stracone i Harry zdoła nacieszyć się Hogwartem do woli?

Harry Potter i Więzień Azkabanu to nie tylko trzecia część światowego bestselleru, ale również niewątpliwie jeden z najlepszych tomów serii pani Rowling. Chociaż wiele osób pokochało magiczny świat Hogwartu już od pierwszej części, to jednak są i tacy, którzy właśnie przy okazji tego tomu oszaleli na punkcie przygód młodego czarodzieja. Osobiście należę do tej drugiej grupy, jako że tym razem porwała mnie nie tylko opisana przez autorkę historia, ale również cudowne postaci, których poznajemy multum, a które tworzą zgrabny witraż różnorodności.

Nie od dziś wiemy, że J.K. Rowling nie cierpi na brak innowacyjnych pomysłów, które zachwycają zarówno młodszych, jak i starszych czytelników. Nie może więc dziwić fakt, iż także tym razem mamy okazję zakosztować sporej dawki twórczego humoru i niebagatelnej oryginalności autorki, która nie pozwala nam się nudzić nawet przez krótką chwilę. Stworzony przez nią magiczny świat z każdą chwilą staje się szerszy i lepiej znany odbiorcy, który z powodzeniem może uruchomić własną wyobraźnię nadając życia prawdom, jakie zaprezentowała nam Rowling. Co więcej, autorka dorzuca kolejną cegiełkę do obrazu przeszłości rodziców Harry'ego. Do tej pory Lily oraz James byli tylko idealnym, lustrzanym odbiciem wyobrażeń ich jedynego syna, zaś teraz wraz z młodym czarodziejem odkrywamy zupełnie nowe oblicze tej dwójki, poznajemy tajemnice oraz szkolnych przyjaciół Jamesa Pottera. Wszystko to nie jest pozbawione sporej dawki humoru, który potrafi rozbawić największego ponuraka. Nie mniej jednak, książka porusza także poważne tematy takie jak walka ze strachem, prześladowania, choroby, czy segregacja rasowa w świecie czarodziejów.

Ogromną zaletą Harry'ego Pottera i Więźnia Azkabanu są bohaterowie, których przybywa, którzy nadają powieści pikanterii, tajemniczości, i którzy stanowią integralną część tej niesamowitej przygody. Autorka nie szczędziła swoim postaciom zalet, jak i wad, dzięki czemu możemy pokochać dosłownie każdego bohatera, niezależnie od strony konfliktu, po której stoi. Osobiście darzę szczególnie gorącym uczuciem Remusa, który stanowi obraz dorosłego człowieka dotkniętego swoistą niepełnosprawnością, a co więcej, na jego przykładzie dowiadujemy się o nietolerancji, jakiej nie jest pozbawiony ten magiczny świat. Nawet tam istnieją „równi i równiejsi”. Co się zaś tyczy ogólnie uwielbianych przez wszystkich Huncwotów, uważam ich wątek za naprawdę interesujący i niezastąpiony. Autorka podołała nie lada wyzwaniu łącząc ze sobą czasy edukacji szkolnej dwóch Potterów i budując je na dwa różne sposoby. Harry i jego ojciec różnią się do siebie, a jednocześnie są niesamowicie podobni. Ich przyjaciele pochodzą z różnych światów i nijak nie sposób porównywać ich ze sobą, a przecież zarówno trójka bohaterów ze współczesności, jak i czwórka z przeszłości sieje spustoszenie w sercach fanów serii.

Mając na uwadze powyższe, po prostu muszę przyznać, że kolejny raz pani Rowling dała z siebie wszystko i w roku wydania książki w fantastyczny sposób umocniła swoją niebywale wysoką pozycję na światowym rynku. Podejrzewam, że i teraz, po tych kilkunastu latach, tysiące czytelników sięgając po trzecią część serii odczuwają to samo podniecenie, które towarzyszyło im w chwili, gdy po raz pierwszy trzymali w dłoniach ten jakże cenny tom. Dla mnie książki o Harry'm Potterze to niedościgniony ideał, którego nie sposób pobić. Im wnikliwiej analizujemy te magiczne powieści tym większej perfekcji możemy się w nich doszukać. Bez wątpienia są to książki, które na zawsze zmieniły obraz literatury młodzieżowej, i o których nie sposób zapomnieć.

niedziela, 10 lutego 2013

Pieśń dla Feniksa - Danuta Miklaszewska




Tytuł: Pieśń dla Feniksa
Autor: Danuta Miklaszewska
Wydawca: Kotori
Ilość stron: 333
Ocena: 6/6




Kryzys finansowy wstrząsnął całym światem, największe potęgi zmuszone są zaciągać pożyczki, chcąc nadal istnieć na arenie międzynarodowej. Tylko najbardziej niezależne kraje rosną w siłę i są w stanie samodzielnie zadbać o swój los. By wzmocnić swoją pozycję wiele państw powróciło do korzeni szukając rozwiązania w monarchii absolutnej. W nowym świecie na drodze dyplomacji Chiny i Rosja walczą o dominację, podczas gdy w łóżku zakochany po uszy książę, przyszły cesarz, ustępuje nie mniej zakochanemu carowi. Obaj zdają sobie sprawę z tego, iż ich związek nie może trwać wiecznie, jednak nie łatwo zapomnieć o tak wielkim i namiętnym uczuciu. Niepocieszony Shen Li wraca do rodzinnych Chin, gdzie przyjmuje imię Niebiańskiego Feniksa i zasiada na tronie, jako nowy cesarz. Depresja czyni jednak władcę słabym, nocami dręczą go koszmary, zaś cały dwór zdaje sobie sprawę z tego, że nie na takiego cesarza czekano. Utrata ukochanego i ogólny zawód to jednak nie jedyne problemy młodego Feniksa. Podczas, gdy on popada w coraz głębszą depresję dręczony lękami o swoje bezpieczeństwo, znajdując się na granicy paranoi, z Japonii napływa prowokacyjna wiadomość mająca na celu wywołanie wojny między tymi na pozór sprzymierzonymi ze sobą państwami. Kto stoi za nagłym pogorszeniem się stosunków między Chinami, a Japonią? Czy odwieczny rywal cesarza, Xiah Changmin, planuje przekręt mający na celu obalenie Feniksa? A może młody monarcha powinien zaufać barbarzyńcy, który za nic ma poprawność obyczajową? Od dokonanych w pośpiechu wyborów zależeć będzie nie tylko życie cesarza, ale także przyszłość całych Chin.

Pieśń dla Feniksa to małe dzieło sztuki, które zachwyca już w chwili, kiedy weźmie się do ręki ten zgrabny tomik o cudownej oprawie. Nie sposób, bowiem nie zatrzymać się dłużej nad staranną grafiką, która idealnie oddaje melancholijny nastrój powieści. Uwielbienie dla tego tytułu nie znika w trakcie czytania, ale, jeśli to możliwe, nasila się z każdą przewracaną stroną.

Danuta Miklaszewska w perfekcyjnym stylu zdołała uchwycić ulotne piękno, potęgę uczuć i niepewność oraz kruchość ludzkiej egzystencji. Łącząc ze sobą wahanie, gorącą namiętność, rozsądek, a także słabość właściwą każdemu człowiekowi prezentuje czytelnikowi świat nie tylko piękny, eteryczny, ale również skomplikowany i bezwzględny. Sięgając ponad codzienność, autorka połączyła teraźniejszość z przeszłością tworząc naprawdę zgrabną przyszłość. Jej koncepcja rozwoju politycznego krajów po Wielkim Kryzysie odbiega od tego, co większość pisarzy stara się zaprezentować w swoich dziełach. O ile spora część usiłuje zmienić przeszłość wzbogacając ją nowinkami technicznymi, o tyle Miklaszewska ukrywa teraźniejszość za grubymi murami Zakazanego Miasta. Dzięki temu świat przedstawiony dzieli się niejako na dwie płaszczyzny, które chociaż egzystują paralelnie, nie przenikają się bezpośrednio.

Co więcej, jej bohaterowie stanowią uosobienie wszystkich cech świata przedstawionego. Są nie tylko zgrabnie wykreowani i interesujący, ale również mają w sobie wiele z historii państwa chińskiego. Changmin stanowi powiew świeżości, który przenika do pałacu z zewnątrz. Jego obecność rozrzedza duszne powietrze etykiety, którym dusi się młody władca. Tym czasem generał Tang przypomina nam o komunistycznych Chinach, ich ideałach i groźbie powrotu starego ustroju. Yin to esencja przyszłości, której nie sposób przewidzieć, a która może zagrozić teraźniejszości, chociaż nie koniecznie musi zaistnieć. Także osoby zza granicy mają w tym wszystkim swoją rolę, jako że na tej płaszczyźnie reprezentują swoje kraje ukazując je w sposób, który najlepiej obrazuje całość społeczeństwa. Dimi, Mitsu, czy Jae jako postaci poboczne mają swój ogromny wkład w kreowanie głównych bohaterów, jak i bardziej szczegółowe ukazanie chińskich sojuszników.

Ponadto Danuta Miklaszewska w bardzo zgrabny sposób przemyciła do swojej powieści sporą dawkę prawdziwej historii oraz ciekawostek dotyczących nie tylko Chin, ale również Rosji, czy Japonii. Nierzadko podkreśla realne znaczenie Państwa Środka w świecie, opowiada o jego relacjach z innymi krajami. Także wątki kulturalne, czy językowe oddają rzeczywisty obraz życia w Chinach. Dzięki temu powieść nabiera znaczenia nie tylko jako relaksująca, ciekawa fikcja, ale także źródło wiedzy teoretycznej z zakresu sinologii. Nie jest to może literatura fachowa, ale na pewno pomaga rozwinąć zainteresowanie państwem chińskim.

Osoby obawiające się scen erotycznych, uspokajam, gdyż autorka w bardzo ładny sposób opisuje fizyczną bliskość, jej piękno i namiętność. Wszystkie przedstawione w powieści zbliżenia oddane zostały dokładne, ale ze smakiem i wyczuciem. Doprawdy nie sposób ich nie docenić. Stanowią, bowiem swoistą celebrację seksu, a jednocześnie nie są pozbawione gorącej namiętności.

Reasumując, Pieśń dla Feniksa to naprawdę dobra książka o tęsknocie za bliskością i strachem przed nią, o miłości, która rodzi się w bólach, o życiu w Chinach przed wiekami i tym, które obserwujemy obecnie. Osobiście jestem tą lekturą zachwycona i z rozkoszą jeszcze nie raz sięgnę po tę pozycję. Przerasta ona dotychczas wydane w Polsce powieści z gatunku yaoi, toteż zachęcam do zapoznania się z uczuciowym Niebiańskim Feniksem oraz jego ekscentrycznym doradcą. Wspaniała zabawa gwarantowana!

piątek, 8 lutego 2013

Neo Arcadia - Norikazu Akira, Kaoru Tachibana




Tytuł: Neo Arcadia. Tęcza w Ciemności
Tytuł oryginału: Neo Arcadia - Yami ni Saku Niji
Autor: Norikazu Akira, Kaoru Tachibana
Wydawca: Kotori
Ilość stron: 209
Ocena: 5/6



Przed wiekami otulona ciasno mrokiem Ziemia nie miała najmniejszego dostępu do światła. Znajdując się pomiędzy dwiema skrajnie różnymi krainami skazana była na istnienie pośród nieprzeniknionych ciemności, aż do dnia, kiedy to Władca Światła pragnąc odmienić jej los postanowił układać się z Władcą Ciemności. Czyniąc emisariuszem swojego syna, Reena, wysłał go do pałacu mrocznego Pana Podmroku by wyjednał ugodę pozwalającą na wydzielenie dla Światła na Ziemi czterech krain odpowiadających czterem żywiołom, które rządzone przez Lordów i wspomagane przez Patronów miałyby rozwijać się i zachwycać swoim pięknem. Tęczowooki Reen nie spodziewał się, że jego misja zakończona zostanie nie tylko sukcesem, ale także gorącym uczuciem, jakim zapałał do Zeba, a które Władca Ciemności odwzajemnił ofiarowując młodzieńcowi całą namiętność, jaką w sobie krył. Ich związek stał się ceną, jak również pieczęcią dla słownego paktu, który zapewniał Światłości dostęp do Ziemi i spełniał prośby Władcy panującego na Nieboskłonie. Choć Pan Światła sprzeciwiał się tej miłości, to jednak dwójka kochanków nie miała najmniejszego zamiaru zawrócić z raz obranej ścieżki. Rozkoszując się sobą w Ustroni między światami zakochane istoty nie wiedziały, że spokój ich wspólnie spędzanych dni zostanie zakłócony. Niedługo po pierwszej sprzeczce kochanków Reen znika bez śladu, zaś Zeb podejmuje się niełatwego zadania odnalezienia swojego ukochanego.

Neo Arcadia. Tęcza w Ciemności to tytuł o baśniowej formie („Dawno, dawno temu...”), utrzymany w konwencji fantasy. Manga powstała w oparciu o 3 tomową powieść Tachibany Kaoru opublikowaną w 2009 roku. Nie będę ukrywać, że od samego początku miałam wrażenie, iż manga ta powinna mieć swój książkowy odpowiednik, który mógłby rozwinąć opowiedzianą w niej historię – było to zanim dotarłam do Podziękowań, które wyjaśniły mi pewne kwestie. Chociaż nie miałam przyjemności zapoznać się z pierwowzorem Neo Arcadii, czego bardzo żałuję, to przyznam, iż Akira Norikazu wykazała się nie lada zdolnościami i sprytem, gdy trzytomową powieść zamknęła w zaledwie jednotomowej mandze, co z całą pewnością nie było łatwe.

Pod względem fabuły Neo Arcadia nie należy do tytułów przesadnie skomplikowanych, czy dołujących dramatem. Odpowiednia dawka poważnej intrygi oraz cieszącej serce słodyczy sprawiają, że tytuł ten można czytać w każdej chwili, bez potrzeby zamartwiania się swoim zdrowiem psychicznym, co wydaje mi się istotne w przypadku osób przesadnie emocjonalnych. Opowiadana przez autorkę historia opiera się na schemacie, który chociaż nie zaskakuje to jednak interesuje, wciąga i naprawdę może się podobać. Za istotny uważam fakt, że Mrok nie wiąże się tutaj ze złem, tak samo jak i Światłość nie ucieka przed namiętnością, którą odczuwa. Dwa zupełnie sprzeczne światy łączą się ze sobą dzięki miłości. Reen nie próbuje zaprzeczyć temu co czuje, nie wyrzeka się swoich sentymentów uważając związek z Zebem za niemożliwy, zaś miłość za zakazaną. Wręcz przeciwnie, odważnie staje twarzą w twarz z ojcem i dokonuje wyboru, który może zostać zaakceptowany, bądź odrzucony. Również ze strony Zeba nie doświadczymy żadnych melodramatycznych scen wewnętrznej rozterki, kłótni między naturą, a uczuciami. Ot, miłość się zdarza.

Sam świat przedstawiony, jaki Tachibana Kaoru ukazuje czytelnikowi jest starannie zaplanowany i typowo baśniowy, zaś porównanie z religią samo się nasuwa. Pomiędzy Niebiosami, a Podmrokiem znajduje się, bowiem Ziemia, zaś krainy Światłości od krain Mroku oddziela Gehenna – w tym wypadku najbliższa znaczeniowo byłaby Dolina Hinnom, która będąc wysypiskiem śmieci i miejscem palenia zwłok przestępców stanowiła również granicę miasta Jerozolimy. Co więcej, Mrok zatruwa żywe organizmy, zaś istoty powiązane ze Światłością są w stanie tę truciznę usunąć z ciała człowieka, bądź zwierzęcia. Tym bardziej żałuję, że nie mam możliwości zapoznać się z powieścią, którą mogłabym poddać wnikliwszej analizie.

Co się zaś tyczy pracy, jaką wykonała Akira Norikazu nadając historii nowego kształtu, to niewątpliwie mamy okazję zachwycić się jej zbliżoną do rzeczywistości, wymiarową i staranną kreską. Akty jakimi nas raczy są naprawdę ładne, dokładne, ale niepozbawione smaku, dzięki czemu nawet osoba gustująca w tytułach „soft yaoi” może pozwolić sobie na przeczytanie Neo Arcadii. Nie będę ukrywać, że uwielbiam sposób, w jaki pani Norikazu przedstawia przepełnionych żywym testosteronem seme, zaś sposób obrazowania uke jest naturalny, nie zawiera w sobie przesadnej słodyczy. Bardzo cenię sobie również fakt, iż mangaka nie stroni od rysowania tła, czy to w przypadku wnętrza zamku, czy też pustkowi Gehenny. Mimo często licznych szczegółów kadry, które obserwujemy pozostają subtelne, są idealnie wkomponowane w obraz całości, nie cechuje ich przepych, jak również nie rzucają się w oczy.

W ogólnym rozrachunku, Neo Arcadia to piękna baśń o przeznaczeniu i radości jaką jest miłość, o szaleństwie, które powoduje, o braku zrozumienia ze strony otoczenia i tym, w jaki sposób dopełnia nas samych. To także manga, która z powodzeniem zachęca do bliższego poznania świata stworzonego przez autorkę scenariusza. Podejrzewam, że tytuł ten kryje w sobie o wiele większy potencjał, niż mogłoby się początkowo wydawać. Jeśli kiedyś będę miała okazje przeczytać powieść to zapewniam, że nie omieszkam napisać własnego małego traktatu na jej temat. Tym czasem daję mandze zielone światło i polecam ją każdemu, zaś w szczególności tym, którzy cenią baśniowy klimat traktujący o sile miłości i jej istotnej roli w życiu.

środa, 6 lutego 2013

Głębia - Tricia Rayburn




Tytuł: Głębia
Autor: Tricia Rayburn
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 368
Ocena: 6/6




Lato dobiega końca, a jego miejsce zastępuje barwna, chociaż coraz chłodniejsza jesień. Skute lodem Winter Harbor to wspomnienie, które prześladuje grupę bohaterów, którzy uratowali miasteczko przed okropnym losem, jaki chciały mu zgotować syreny. Niestety, brak wroga nie oznacza końca problemów. Niepokój, strach i zmiany, jakie dokonały się w ciele Vanessy pozostają, mimo wygranej walki z bezwzględnymi kobietami zamkniętymi teraz w lodowym grobowcu. Nastolatka usiłuje powrócić do swojego starego życia, jednak nie potrafi pogodzić się z tym, co odkryła podczas tych burzliwych wakacji. Jej ciało potrzebuje coraz więcej słonej wody, mężczyźni zaczynają interesować się nią gdziekolwiek by się nie pojawiła, w każdej chwili miłość ukochanego może okazać się wyłącznie złudzeniem, wynikiem niezamierzonego uroku rzuconego na Simona przez wolę jej syreniej natury. Co więcej, jej matka wykazuje się skrajną troskliwością i zawzięcie ignoruje trudne tematy, zaś ojciec stara się zachowywać jak zawsze, nie mając pojęcia, że ukochana córka odkryła nie jeden z jego sekretów. Wszystkie te problemy nasilają się z czasem i nawet bliskość przyjaciółki nie skłania Vanessy do wyznań i podzielenia się brzemieniem, które przyszło jej dźwigać. Na domiar złego, lód, który zamroził wybrzeże Winter Harbor na kilka miesięcy powoli zaczyna topnieć, ludzie zaczynają ginąć, zaś wizje Zary i Rainy prześladują Vanessę coraz częściej. Czyżby dziewczyna zaczynała tracić rozum? A może tak naprawdę nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, w jakim niebezpieczeństwie ponownie znalazło się Winter Harbor?

O ile w Syrenie główną rolę zajmowała akcja, która pchała bohaterów ku prawdzie i coraz większym niebezpieczeństwom, o tyle w Głębi główny nacisk położono na wewnętrzny dramat Vanessy, jej uczucia i konflikt między naturą syreny, a rozsądkiem. Tym razem dziewczyna nie walczy tylko z zagrożeniami z zewnątrz, ale również z samą sobą, ze swoim strachem, brakiem zdecydowania, słabnącym ciałem, jego większymi potrzebami. Nie mając, do kogo się zwrócić musi sama odnaleźć złoty środek, który pozwoli jej normalnie funkcjonować. Chociaż nie godzi się z tym, kim się stała jest zmuszona zaakceptować wszelkie płynące z tego niedogodności i podporządkować swoje życie nowym wymaganiom stawianym przez naturę. Usiłuje oszukać swoje ciało, a jednocześnie być szczerą wewnętrznie.

Nie jest to łatwe, jako że jej sytuacja uczuciowa tylko pogłębia depresyjny nastrój, w którym się znalazła. Choć nastolatka pragnie zdradzić swój sekret ukochanemu to nie potrafi się na to zdobyć odkładając nieuniknione, pozwalając by przerywano jej w chwili, gdy odnajduje w sobie odwagę, co zmusza ją do odwrotu i dalszego wyczekiwania na właściwy moment. Uczuciowy roller coaster rozkręca dodatkowo pojawienie się na horyzoncie chłopaka, który zdaje się całkowicie odporny na urok syreny, zaś przypadek raz po raz krzyżuje ich drogi wprawiając dziewczynę w tym większą konsternację. Vanessa już nie tylko próbuje dotrzeć do sedna swoich problemów, ale równocześnie zaczyna przed nimi uciekać nie pojmując, co się z nią dzieje. Tricia Rayburn w bardzo interesujący sposób rozwija ten wątek miłosny, który do najprostszych nie należy. Trójkąty, jakie pojawiają się w powieści mają w sobie coś, czego nie znajdujemy w innych tytułach, a mianowicie, nie są wynikiem zwyczajnej namiętności, ale siły, z którą nie sposób walczyć.

Kolejną bardzo ważną odsłoną trudności, z jakimi boryka się bohaterka jest sytuacja rodzinna. Z pozoru idealna atmosfera panująca w domu w rzeczywistości jest sztuczna i nienaturalna, co najlepiej rozumie właśnie Vanessa. Jej matka nie radząc sobie z tym, co spotkało ich rodzinę zamyka się w wyidealizowanym świecie pełnym domowych obowiązków, uśmiechów i miłości. Podobnie jak ojciec z rozmysłem unika ona wyjawienia dziewczynie prawdy o jej biologicznej matce i okolicznościach, w jakich została poczęta i w jakich zamieszkała na stałe z ojcem oraz kobietą, którą zawsze uważała za swoją prawdziwą mamę. Krąg zacieśnia się z każdą chwilą, zaś nowy trop prowadzić może do upragnionego spokoju, bądź ostatecznej zguby. Autorka przejawia niewątpliwy talent do naprawdę dobrego ukazania konfliktów wszelakich, które zgrabnie łączy z głównym tematem książki.

Co więcej, Syreny, jakie poznajemy w Głębi dopełniają obrazu z poprzedniego tomu serii. Nie tylko dowiadujemy się o nich wielu fascynujących rzeczy, które urozmaicają ich dotychczasową legendę, ale również mamy okazję zobaczyć je, jako słabe, ranne i dlatego bardziej niebezpieczne. Widzimy także, jak dalece ich siła zależna jest od liczebności, co może przywodzić na myśl drapieżniki żyjące w stadach. Nie możemy jednak zapominać, iż ich tajemnice nie są nam do końca znane, dzięki czemu autorka może nas jeszcze nie jednym zaskoczyć.

Także inne znane z poprzedniego tomu postaci odkrywają przed nami swoją drugą twarz. Autorka nie pozwala żadnej z nich trwać bezczynnie, ale daje im szansę by rozwinęły się, zmieniły. Głębia oferuje czytelnikowi również zupełnie nowych bohaterów, których można obdarzyć licznymi, różnorodnymi uczuciami, począwszy od miłości, zaś kończąc na niechęci, czy nienawiści, ale nie sposób przejść obok nich obojętnie. Jest to tym istotniejsze, że niewątpliwie Tricia Rayburn nie pozwoli nam łatwo zapomnieć o swoich postaciach i spotkamy się z nimi w trzecim tomie serii.

Osobiście pozwoliłam by wciągnęły mnie podwodne wiry umiłowania dla tej powieści i nie potrafię doczekać się chwili, kiedy zapomnę się w lekturze ostatniego tomu trylogii o niebezpiecznych, tajemniczych, potężnych i pięknych syrenach. Jeśli ktokolwiek ma jeszcze jakieś wątpliwości, czy powinien sięgnąć po Głębię to radzę je porzucić i nie czekać ani chwili. Pozwólcie się oczarować urokowi pięknych kobiet o słodkim głosie i hipnotyzującym spojrzeniu srebrnych oczu.



poniedziałek, 4 lutego 2013

Szkarłatny Kwiat - Tomoki Hori



Tytuł: Szkarłatny Kwiat
Tytuł oryginału: Ake Nure Goyou ni Furu Yuki wa / Crimson Snow
Autor:Tomoki Hori
Wydawca: Kotori
Ilość stron: 176
Ocena: -6/6




Szkarłatny Kwiat to lektura zdecydowanie cieńsza, niż wcześniej wydany Keep Out, jednakże równie starannie podana. Porządna, sztywna oprawa ze skrzydełkami nigdy nie przestanie mnie zachwycać i powiem szczerze, że naprawdę warto zapłacić ten „mały majątek” by zobaczyć yaoi w tak znakomitym wydaniu. Co więcej, w dalszym ciągu mamy do czynienia z fantastycznym tłumaczeniem, które zgrabnie wtapia się w opowiadane przez autorkę historie. Mam wrażenie, że pan Tomasz Molski już podbił serca czytelników i plasuje się w ścisłej czołówce tłumaczy uwielbianych przez polskich fanów yaoi. Za te drobne, ale jakże istotne szczególiki, po raz kolejny, z całego serce pragnę podziękować wydawnictwu Kotori.

Co się zaś tyczy samej mangi, Tomoki Hori prezentuje swoim czytelnikom trzy przepiękne historie przyozdobione miłością i doprawione szczyptą pikanterii zawartej w dramacie. Przyodziane w cudowną, lekką i jasną kreskę opowieści stanowią ucztę dla zmysłów. Tło poszczególnych kadrów jest bardzo proste, pozbawione mnogości szczegółów, dzięki czemu najważniejszym elementem każdej strony są starannie przedstawione postaci oraz zawarte w słowach uczucia. Jest to tym istotniejsze, iż w każdej historii możemy doszukiwać się pewnego ukrytego fundamentu na którym je zbudowano.

Tak więc, Szkarłatny Kwiat to tytułowa opowieść, która otwiera tenże tomik i stanowi jego rdzeń. Podzielona niejako na cztery rozdziały prezentuje historię naprawdę piękną i wzruszającą, w przypadku której można pokusić się o nadanie symbolicznej wartości wielu przedstawionym tam obrazom. Najważniejszym z nich jest szkarłatny kwiat rozkwitający na białym śniegu. Czystym, jasnym puchem jest młody, niewinny Yukihiro – syn Mistrza Ceremonii Parzenia Herbaty. Chłopak wydaje się być emanacją tej spokojnej, pięknej ceremonii, która kryje w sobie bogate wnętrze przemyśleń, do których nakłania. Kojąca, cicha biel zostaje jednak splamiona przez gwałtowny, jaskrawy kolor krwi – przez Kazumę, rannego yakuzę, któremu Yukihiro udziela schronienia. Uwięziony pod powierzchnią gładkiego, niewzruszonego lodu, jakim jest mieszkanie u boku młodzieńca, Kazuma ma wiele czasu na myślenie i odkrycie prawdziwej natury piękna.

Od pierwszego wejrzenia to kolejna opowieść, z jaką mamy okazję się zapoznać. Tym razem głównym bohaterem jest odrobinę ciapowaty, krótkowidz, Liam, który z jakiegoś powodu za obiekt obserwacji obrał sobie całkiem przystojnego, choć nieokazującego uczuć Maddoxa. Dziwnym zrządzeniem losu, gdy okulary Liama ulegają zniszczeniu to właśnie Maddox oferuje mu pomoc. A jak nie od dziś wiadomo, to oczy są zwierciadłem duszy, zaś miłość nie w sercu ma swoje miejsce, ale właśnie w oczach.

Trzecią przedstawioną przez autorkę historią jest Zagubiony we mgle. Splata ona ze sobą dwa gorące uczucia, które zachodząc na siebie komplikują życie nieszczęśliwych bohaterów. Podczas pogrzebu ojca Ethan spotyka mężczyznę, którego nie potrafi sobie przypomnieć, a który wydaje mu się bliski. Szok jest tak wilki, że chłopak traci przytomność, zaś opiekujący się nim lekarz zmuszony jest ujawnić przed chłopakiem tajemnicę związaną ze spotkanym na cmentarzu mężczyzną, który pojawia się na fotografiach z czasów dzieciństwa Ethana. Powrót do dawno zapomnianych wspomnień tłumaczy nienawiść syna do ojca, jak również wiele innych uczuć, które dręczyły Ethana od lat. Kim tak naprawdę jest Oliver?

Jak możemy przeczytać na samym końcu, w krótkiej wiadomości od autorki do czytelników: Podstawa yaoi to „na 9 miarek słodyczy jedna goryczy” i tę właśnie zasadę możemy zauważyć w zaprezentowanej nam przez Tomoki Hori mandze. Szkarłatny Kwiat to niewątpliwie dobre wyważenie apetycznych łakoci oraz gorzkiego dramatu, a wszystko wzbogacone zostało o głębię oraz masę przemyśleń, które kształtują bohaterów, czynią ich bardziej ludzkimi, ciekawszymi. O ile sama fabuła nie koniecznie zalicza się do oryginalnych, o tyle właśnie wewnętrzne konflikty i wszechobecne uczucia postaci wyróżniają ten tytuł spośród innych i to one są głównym powodem dla którego warto zapoznać się z tą mangą.

sobota, 2 lutego 2013

Syrena - Tricia Rayburn




Tytuł: Syrena
Autor: Tricia Rayburn
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 360
Ocena: 6/6




Stojąc nad urwiskiem Chione i spoglądając w dół na ocean, którego się bała, Vanessa Sands nie wiedziała, że to miejsce będzie ją prześladować przez całe wakacje, które miała przed sobą. Winter Harbor było dla niej dobrym, ciepłym wspomnieniem z dzieciństwa, kiedy wraz ze swoją starszą siostrą, Justine oraz dwójką chłopców z sąsiedztwa, Calebem i Simonem, rozkoszowała się chwilami spędzonymi z daleka od Bostonu. Tego dnia z natury strachliwa Vanessa nie zdecydowała się na ryzykowany sok, ale jej siostry nic nie mogło powstrzymać, nawet nieprzewidywalna pogoda, która ze słonecznej w okamgnieniu zamieniła się w szalejącą burzę. Niestety, nie tylko ocean był tego dnia wzburzone, nie tylko niebo szalało ogarnięte ślepą furią. Matka dziewczynek była nie mniej bezlitosna, kiedy zdradziła małą tajemnicę Vanessy, a tym samym rozwścieczyła swoją starszą córkę. To nie było najlepsze pożegnanie ze wszystkich, a może nawet było najgorszym z możliwych biorąc pod uwagę, iż Justine zginęła tej samej nocy. Czy nastolatka popełniła samobójstwo, jak zdają się sądzić ludzie, czy może jej śmierć była zaledwie nieszczęśliwym wypadkiem? Zdaniem Vanessy żadne z tych wyjaśnień nie było zgodne z prawdą, zaś w przekonaniu o słuszności jej twierdzenia upewniły ją pierwsze odkrycia, jakich dokonała. Co więcej, w dotąd spokojnym Winter Harbor ocean zaczyna wyrzucać na brzeg ciała mężczyzn, pogoda staje się coraz bardziej nieprzewidywalna, zaś wakacyjny chłopak Justine znika bez wieści. Czy może to mieć coś wspólnego ze śmiercią pełnej życia nastolatki? Vanessa nie spocznie póki nie odkryje prawdy.

Tricia Rayburn odważnie odrzuciła popularny temat wampiryzmu, który zdominował literaturę młodzieżową i na potrzeby swojej książki sięgnęła po istoty o wiele bardziej interesujące i tajemnicze. Łącząc znane od wieków przymioty syren z własną inwencją twórczą zdołała nadać swoim bohaterkom głębi, wyrazistości, piękna i obdarzyła je niebywałą inteligencją, której wydawały się być pozbawione syreny w Odysei. Podobnie jednak, jak w antycznym dziele, także i tutaj te niesamowite podwodne istoty są prawdziwie niebezpieczne i nienawistne, potrafią wabić mężczyzn, oczarować ich słodkim głosem, wywoływać na ich twarzach uśmiech, który nie znika w chwili śmierci, ale jako niemy świadek towarzyszy ofierze w ostatniej drodze jej ciała. Za istotny uważam również fakt, iż syreny Tricii Rayburn nie posiadają ogonów, a przynajmniej autorka nie wspomina o nich ani słowem, i nie zamieniają się w półryby przy najdrobniejszym kontakcie z wodą. Nie mniej jednak, słona woda mórz jest im niezbędna do życia, jak również do zapewnienia płodowi warunków odpowiednich do jego prawidłowego rozwoju. Jest to tym istotniejsze, że dzięki temu świat stworzony przez autorkę wydaje się bardziej prawdopodobny i możliwy.

Pod względem fabuły Syrena zdecydowanie plasuje się w czołówce paranormalnego romansu. Do elementów typowych dla tego gatunku literackiego autorka dołączyła odrobinę thrillera. Dreszczyk emocji potęguje fakt, iż główna bohaterka jest chodzącym tchórzem, który ma wrażenie, że na każdym kroku czai się niebezpieczeństwo, a potwory tylko czekają by zaatakować niewinną ofiarę w ciemnościach. Wszechobecne uczucia, jak miłość, czy przyjaźń nie narzucają się, choć stanowią integralną część powieści i rozwijają się paralelnie z intrygą snutą przez syreny. Na szczególną uwagę zasługuje gorąca namiętność między Justine i Calebem, która wiąże tych dwoje mimo tragicznych wydarzeń z początku książki. Jest ona, bowiem udowodnionym, gorącym sentymentem, który nie kończy się, ale trwa i wewnętrznie męczy. Życie bez ukochanej osoby pozbawione jest sensu, a jednak musi się toczyć dalej, gdyż tego właśnie oczekuje ta „druga połówka duszy”.

Według mnie, na uznanie zasługują także postaci, które wzbudzają sympatię, są naprawdę czarujące, jak również realne i ludzkie. Vanessa z jej licznymi fobiami przypomina nie jedną zwyczajną dziewczynę, w tym mnie samą. Jej przywiązanie do siostry i głęboka wiara w nieskazitelność Justine wydają mi się całkowicie normalne w przypadku kochającego się rodzeństwa, mało tego, przyjaciółek. Caleb jest typem pozornie nieodpowiedzialnego, przystojnego romantyka walczącego z bogatymi inwestorami, zaś Simon to typowy intelektualista, który bez reszty oddaje się temu, co studiuje i nie potrafi porzucić swojej pasji nawet w obecności uwielbianej przez siebie dziewczyny. Naprawdę nie trudno odnaleźć w rzeczywistym świecie osoby pasujące do opisu, jaki przedstawia nam Tricia Rayburn, co dodatkowo umacnia pozycję tej książki na mojej liście najlepszych.

Na koniec chciałabym dodać kilka słów odnośnie narracji. Spotkałam się z opiniami, jakoby między rozdziałami istniały ogromne przeskoki, które przeszkadzają w zrozumieniu tekstu, czy nadążeniu za fabułą. Przyznam szczerze, że ja tego nie doświadczyłam. Zgodzę się, iż narracja nie jest jednostajna, ale w żadnym wypadku nie utrudnia to czytania. Osobiście bardzo podobał mi się sposób, w jaki autorka robiła drobny kroczek w przód między końcem jednego rozdziału, a początkiem następnego. Przywodzi to na myśl serial i to, jak niekiedy dzieli się odcinki.

Podsumowując, Syrena to naprawdę wspaniała powieść o miłości, oddaniu i tajemnicy, walce z prawdą, szukaniu sposobu na jej zaakceptowanie, to przygoda, która sięga, aż pod powierzchnię wód i przenika świat rozciągający się na lądzie. Niewiele tytułów poszczycić się może oryginalnością, a ten niewątpliwie ma w sobie wszystko to, co mieć powinien. Dla mnie, osoby, która szczególnym sentymentem darzy morze, Syrena to powieść idealna i z tego też powodu polecam ją z całego serca wszystkim.