piątek, 30 czerwca 2017

Fanfiction: Bez ostrzeżenia (Część XXV)


Fanfiction

Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XXV
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia

Dzień później:
Magnus mruczał pod nosem i uśmiechał się lekko do siebie niemal przez cały ranek. Był w znakomitym humorze, ale nikt nie mógł zmusić go do wyjawienia kryjącej się za tym tajemnicy. Tym, co jednak najbardziej przyciągało uwagę nie był fakt, że na kilka dni przed starciem z pradawnym demonem czarownik niemal tańczył w miejscu z radości, ale to, że robił to wszystko w ciele Aleca.
- Nie mogę na to patrzeć. - Nocny Łowca w ciele rudowłosej rzucił zbolałe spojrzenie swojemu chłopakowi, który właśnie dziwacznie kręcił biodrami stojąc przed półką z książkami. Może w ciele Magnusa wyglądałoby to ponętnie, ale wysokie ciało Aleca zdecydowanie się do tego nie nadawało.
- Co ty mówisz, człowieku. Ja nawet nie wiedziałem, że potrafisz się tak wyginać. - Jace poklepał przyjaciela po plecach rozbawiony. Było widać, że z trudem powstrzymuje śmiech. Ale czy można było mu się dziwić?
Alec rzucił mu mordercze spojrzenie kogoś, kto jest gotowy na wszystko, jeśli usłyszy jeszcze jedno słowo.
- Dobrze już, dobrze, ani słowa więcej na ten temat, ale przyznaj, że sam nie podejrzewałeś się o taką gibkość. Auć! - Jace zaczął rozmasowywać potylicę, w którą właśnie otrzymał cios dłonią od swojego parabatai. Przynajmniej do takich ciosów ciało rudej było w pełni przygotowane i wystarczająco skoordynowane.
Młody Lightwood odetchnął głęboko odwracając wściekłe spojrzenie od przyjaciela i utkwił je w swoich biodrach. Skrzywił się po raz setny, widząc jak poruszają się płynnie kierowane wolą Magnusa i dla świętego spokoju skupił się na czymś zupełnie innym – swojej komórce, którą trzymał w dłoniach od wczorajszego wieczora. Od kiedy Isabelle została pod opieką mamy Simona, chłopak nie wypuszczał telefonu z rąk, jakby czekając aż coś się wydarzy.
- Alec, nie martw się. Pani Lewis wychowała dwójkę dzieci, z czego jedno jest teraz wampirem. Na pewno poradzi sobie z maleńkim czarownikiem. - Clary przysiadła się do chłopaka i położyła dłoń w pocieszającym geście na jego kolanie. - Można jej zaufać.
- Kiepskim wampirem.
- Co?
- Jedno z jej dzieci jest kiepskim wampirem. - zauważył rozsądnie Nocny Łowca.
- Izzy jest kiepskim czarownikiem, więc myślę, że mama Simona da sobie radę. - Jace uśmiechnął się do przyjaciela czarująco, jakby drobny żarcik mógł chociaż odrobinę ulżyć najstarszemu z rodzeństwa Lightwoodów.
Alec nie wydawał się przekonany tym argumentem, jednak posłusznie skinął głową uznając, że spieranie się o szczegóły nie miałoby najmniejszego nawet sensu. Isabelle była kiepskim czarownikiem, to fakt, a matka Simona bezsprzecznie wiedziała jak opiekować się bobasami. Chłopak był po prostu przewrażliwiony.
- Magnusie, błagam, nie kręć tak moim tyłkiem. - Alexander zmienił temat na dogodniejszy dla siebie i nie mniej naglący, ponieważ sposób, w jaki poruszał się jego chłopak stanowił teraz nie lada problem. Gdyby w pokoju była rura, Magnus pewnie owijałby się o nią w tej chwili. - Moje ciało zostało stworzone do walki z demonami, a nie do tańca.
- Bzdura, Alexandrze!
- Powiedz nam, jak masz zamiar pokonać demona. - Jace przerwał powoli rozpoczynającą się kłótnię kochanków, z których żaden na pewno nie chciałby ustąpić. - W końcu musisz nam to zdradzić, jeśli mamy być przygotowani do walki.
- Starcie z nim będzie jak odebranie dziecku cukierka. Jace, bądź tak miły i rzuć okiem na jakąkolwiek stronę z informacjami kulturalnymi naszego uroczego miasta. Będziesz wiedział czego szukać, kiedy tylko to znajdziesz.
Nocni Łowcy spojrzeli po sobie nawzajem i pochylili się nad komórką blondyna, który posłusznie włączył wyszukiwarkę. Po chwili ich oczom ukazała się tabela kalendarza oraz najnowsze doniesienia ze świata kulturalnego.
Jedno, dwa, trzy nowe wydarzenia, których zapowiedzi Jace nie widział podczas swojego małego rekonesansu dnia poprzedniego, a które będą mieć miejsce w tym samym czasie i w tej samej okolicy, co koncert. Parada równości, koncert zespołu satanistycznego oraz koncert religijny.
- Nie rozumiem... - Jace przeniósł spojrzenie z komórki na czarownika, który uśmiechnął się czarująco.
- Odrobina magii i uroku osobistego Catariny wystarczyły żebyśmy mogli nakarmić naszego demona tak skrajnymi emocjami, że nie będzie w stanie się oprzeć takiej uczcie. Będzie najedzony, skołowany i ociężały, łatwiejszy do pokonania. Bardzo możliwe, że na miejscu pojawią się także grupy szukające zaczepki z policją, która bez wątpienia będzie ochraniała niektóre z tych imprez, więc nie mamy się czym przejmować. To, co najważniejsze mamy już za sobą. Reszta to tylko kwestia naszych umiejętności walki.
Przyjaciele patrzyli na niego z niedowierzaniem. Podczas, kiedy oni martwili się wszystkim i niczym, czarownik zdążył ułożyć nieskomplikowany plan, który od razu wcielił w życie.
Alec był niesamowicie dumny ze swojego chłopaka i gdyby nie ta cholerna zamiana ciał, na pewno nagrodziłby jego starania przynajmniej serią pocałunków. Teraz mógł tylko wpatrywać się z uwielbieniem w samego siebie, co wcale nie wydawało mu się takie straszne, kiedy myślał tylko o tym, że gdzieś tam pod tą powłoką Nocnego Łowcy kryje się jego ukochany.
- Na Anioła, Alec. - Jace z westchnieniem przeczesał dłonią swoje idealnie ułożone blond włosy. - Masz serduszka w oczach CLARY, kiedy patrzysz na SIEBIE. - zaakcentował najważniejsze słowa, aby uzmysłowić przyjacielowi, o co mu w tej chwili chodzi. - To niemal obrzydliwe, więc błagam cię, przestań. Auć! Musiałeś mnie kopnąć?!
- Zasłużyłeś. - prychnął poirytowany chłopak i dla odciągnięcia myśli od Magnusa, zaczął na nowo martwić się o swoją siostrę.
Tym razem Jace'owi oberwało się także od Clary, która skarciła go szeptem za to, że przez niego Alec znowu zachowywał się koszmarnie depresyjnie. Może nawet bardziej niż zwykle, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że przecież Alexander Lightwood nigdy nie należał do osób, które cieszyłyby się życiem w pełni. Nawet mając przy sobie Magnusa potrafił być nachmurzony i marudny. Wprawdzie z każdym tygodniem coraz rzadziej, ale jednak wciąż miewał swoje gorsze dni.
- No dobrze, nie ma sensu marnować dłużej czasu. - Magnus nagle zupełnie zmienił swoje nastawienie, jakby zamienił się w całkowicie inną osobę. Z kogoś niemal niezdrowo zrelaksowanego stał się kimś niezwykle rzeczowym. Nawet zaklaskał w dłonie, niczym nauczycielka próbująca zwrócić na siebie uwagę swoich podopiecznych. - Catarina wykonała za nas lwią część pracy, więc teraz my musimy dotrzeć możliwie najbliżej osób, które przywołały demona.
- Nie wiemy czy szukamy Podziemnych, którzy chcą wzniecić panikę wśród ludzi, czy z Przyziemnymi, którym udało się przywołać demona przez przypadek. - zauważyła rozsądnie Clary.
- I właśnie dlatego, moja droga, założymy, że prawdziwe są obie opcje. Ty i Jace będziecie uganiać się za Przyziemnymi, zaś ja i Alexander spróbujemy powęszyć wśród Podziemnych. Chodzi o to żeby popytać tu i tam, dotrzeć do informacji, o których mówi się szeptem.
- To się nie może udać. - Alec westchnął ciężko odrywając spojrzenie od wyświetlacza telefonu i chowając go do kieszeni.
- To wcale nie musi się udać, Alexandrze. Na początek musimy tylko spróbować. O, jest Catarina! Świetnie się spisałaś! - czarownik całą uwagę poświęcił teraz ciemnoskórej kobiecie, która właśnie przeszła przez portal.
- To nie było trudne, Magnusie. Nawet nie sądziłam, że Przyziemni są tak łasi na tak niszowe rozrywki. Chór gospel niemal całował mnie po rękach za chęć zorganizowania im koncertu.
- Byli przekonani, że jesteś ich siostrą w wierze.
- Nie istotne. - kobieta machnęła lekceważąco ręką. - Liczy się to, że nikt nie zadawał zbędnych pytań i nie chciał nawet wiedzieć, kto za to wszystko zapłaci. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, ile będzie cię to wszystko kosztować?
- Jestem przekonany, że Instytut pokryje wszystkie koszta, kiedy dowie się, że chodziło o pradawnego demona, o którego pojawieniu się nie mieli pojęcia. Z całym szacunkiem dla was, moi mili. - uśmiechnął się przepraszająco do swoich przyjaciół. - Nikt nie chciałby przecież żeby po mieście rozeszła się pogłoska, jakoby Nocni Łowcy nie przykładali się do swojej pracy, przez co Podziemni musieli wziąć sprawy w swoje ręce.
- To jest jakiś argument.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!